Nasze miasto zostało opanowane przez kebaby i salony fryzjerskie (z przewagą tych drugich). O jakości fryzur nie mogę się wypowiadać, ale o kebabach mogę powiedzieć, że wszędzie dają to samo. Dosłownie to samo. A we wszystkich supermarketach toczy się gra o to, by nie marnować jedzenia.
Skąd w restauracjach jest jedzenie
Wspominałem już o tym, że w polskiej telewizji możemy oglądać zachwyty nad kopenhaską sceną kulinarną. Ale Kopenhaga Kopenhagą, my mieszkamy na prowincji i do wielu restauracji po prostu zajeżdża ciężarówka firmy Hørkram. Dla jasności – Hørkram jest popularną hurtownią produktów dla kucharzy.
Kiedy jeszcze w czasie studiów pracowałem w jednej z restauracji, rozpakowywałem dostawy od tej firmy i używałem tych produktów. Kiedy gdzieś jemy z Kotem na mieście, widzę znajome pudełka i czuję znajome smaki.
Nie zrozumcie mnie źle – nie jest to jedzenie niskiej jakości. Raz jadłem burgera zrobionego z mięsa premium – krowy rasy black angus. Jedzenie było pyszne, ale sam kotlet mówił do mnie całym sobą: „zostałem wyjęty z pudełka i usmażony”.
W Danii jedzenie w restauracjach jest drogie i wiele restauracji nie bawi się w to, żeby potrawy wyglądały jakoś wymyślnie. Po prostu gotuje się składniki w takiej postaci, w jakiej przychodzą. Pod tym względem mam szacunek do naszych polskich burgerowni, gdzie jedzenie wygląda jakby zostało przygotowane przez człowieka, a nie robota.
Z kebabami jest jeszcze gorzej – każdy smakuje dosłownie tak samo – ten sam placek, to samo mięso (wołowina/baranina, nie wiem dokładnie bo i tak jest zmielone), trochę sałaty lodowej, pomidor, może ogórek i ten sam dressing (zawsze ten sam!). Nie ma do wyboru sosów. Kebaby w Polsce bardziej przypominają te niemieckie, tylko w naszej ojczyźnie podają do nich naprawdę dobre surówki.
Dlaczego w sklepach jest taki mały wybór
Dużego wyboru nie oferują także sklepy. Zapewniam wszystkich, którzy czytają ten tekst, że Lidl w Polsce jest lepiej wyposażony od duńskiego. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że dla tak niewielkiej liczby ludzi, która zamieszkuje okolicę, nikomu nie opłaca się zwiększać różnorodności asortymentu. Czasami są dostępne jakieś wymyślne produkty, jak hiszpańska szynka jamon serrano (cały udziec w zestawie ze statywem). Duńczyków generalnie stać, więc osobiście widziałem gościa, który przytulił dwa kartony tego delikatesu o łącznej wartości ok. 600zł.
Generalnie wszystkie tego typu importowane produkty mają długą datę przydatności do spożycia, co zwiększa ich szansę na znalezienie nabywcy. A skoro o dacie przydatności do spożycia mowa…
Jak kupić starą kiełbasę
Mimo (z polskiej perspektywy) niewielkiego wyboru w sklepach, część produktów i tak pozostaje niesprzedana. W Danii walczy się z marnowaniem żywności – i to dosłownie! Hasło „bekæmp madspild” (pol. zwalczaj marnowanie żywności) można znaleźć w marketach REMA1000. W Netto można znaleźć towary, którym albo kończy się data ważności, albo ktoś uznał, że za długo zalegają na półkach. Takie produkty mają na sobie charakterystyczną żółtą naklejkę z nową ceną.
Jeśli wierzyć filmikom w internecie, świat zachwyca się Duńskim podejściem do marnowania jedzenia. Prawdę powiedziawszy, ograniczenie o 25% ilości marnowanego jedzenia w ciągu 5 lat robi wrażenie.
Lubimy z Kotem przeglądać tego typu wyprzedaże, bo możemy wtedy spróbować produktów, które normalnie byłyby za drogie. Odnotujmy, że nie jest to wstyd, inni klienci nie patrzą na nas jakbyśmy grzebali w śmietniku.
Na zakończenie mogę dodać, że szkoda, że w Polsce nie mamy takiego rozwiązania. Czasami, ale rzadko, można w większych supermarketach zobaczyć wyprzedaż produktów, którym prawie skończyła się data ważności, ale tylko tyle. W najbliższym czasie raczej niewiele się zmieni, ponieważ w Polsce nie można sprzedawać produktów po terminie przydatności do spożycia, a w Danii wprost przeciwnie.