Posted in

Duński model biznesowy

Jeżeli kiedyś myśleliście o założeniu własnej firmy, być może wyobrażaliście sobie ten moment, kiedy sprzedajecie swój biznes za grube miliony i do końca życia sobie odpoczywacie. W Danii też mają takie marzenia i ciekawe sposoby ich realizacji.

Gwoli wyjaśnienia, miałem okazję popatrzeć i posłuchać właścicieli małych firm w Danii, kiedy przez pewien czas współpracowałem z takimi biznesmenami. Z biznesu nic nie wyszło. Prezentuję duńskie metody biznesowe:

1. Metoda na nieoczywisty produkt

Jeżeli jeszcze nie wiecie, żyjemy z Kotem na duńskiej prowincji i najciekawszy pomysł na biznes, jaki tu widziałem polega na uczeniu technik prezentacji, radzeniu sobie ze stresem, skutecznego uczenia się do egzaminów itp. Wydało mi się to nieoczywiste, bo zawsze uważałem, że takie usługi są na porządku dziennym, że można się tego nauczyć w prawie każdej szkole.

Jakże się myliłem.

Dwóch ancymonów w wieku około 20 lat wykombinowało sobie całą metodę uczenia wyżej wspomnianych technik, ładnie to nazwali, nagrali filmiki promocyjne, zapisali się do miejscowego akceleratora przedsiębiorczości i harowali przy tym jak woły, żeby pomysł wypalił. No i wypalił, bo kiedy poszedłem odebrać Kota z biblioteki, zobaczyłem znajome twarze na plakatach obok dostępnych terminów warsztatów. Chłopaki odrobili ważną lekcję duńskiego biznesu – zawsze staraj się złapać gminę (reprezentowaną w tym przykładzie przez bibliotekę) jako klienta, bo na pewno zapłacą, w końcu wszyscy się na to składamy.

Ciekawostką jest to, że wspomniani koledzy pojechali nawet ze swoimi warsztatami do Londynu.

2. Metoda na studenta

Jeżeli w Polsce imię Janusz utożsamiane jest z cwaniactwem i tzw. polaczkowatością, to jak nazywa się duński Janusz? Może Jensen, bo brzmi podobnie?

Zobacz również:  Złe znośnego początki

Nie ma tutaj co tłumaczyć – Duńczycy także kombinują jak znaleźć kogoś, kto zrobi robotę po taniości. Na ostatnim semestrze studiów zacząłem pracę we wspomnianym na początku tekstu nieudanym biznesie. Zostałem otwarcie poinformowany, że jako student będę dostawał mało kasy, ale po studiach moja stawka miała wzrosnąć. W tamtym momencie życia ta firma uratowała mnie od głodu, a właściciele byli uczciwi, z jednym z nich do dziś utrzymuję kontakt.

Już po studiach dostałem propozycję zrobienia sporego projektu dla miejscowej firmy. Chodziło o wykonanie chyba jakiś 2000 zdjęć produktów do sklepu internetowego. Pani, która mi ten pomysł przedstawiła była zawiedziona, gdy zaproponowałem promocyjną, acz zbliżoną do rynkowej stawkę. Bo ona szukała studenta po taniości, bo oni nie mieli zatwierdzonego budżetu na ten cel… Profesjonalizm pełną gębą! Z interesu wyszły nici.

3. Zrób tanio, sprzedaj drogo

Kiedyś czytałem wywiad z Marcusem Engmanem, zarządzającym całym designem w IKEA. Wyłożył on w nim 5 zasad demokratycznego designu, jedną z nich jest dostępność cenowa. Niektórzy Duńczycy się tą zasadą nie przejęli.

W drodze do pracy widzę sklepowe wystawki z różnymi produktami hand-made, raz spojrzałem na cenę i do dzisiaj się boję. Nie chodzi mi o to, że ręcznie zrobione cudeńka powinny być tanie – wprost przeciwnie, są unikalne i prezentują kunszt autora. Tutaj widać, że autor chciał coś zrobić, ekspresja jest, ale spora część tego typu produktów wygląda jak niedoróbki, które trącą amatorszczyzną. Co jakiś czas towary na wystawkach się zmieniają, więc ktoś to jednak kupuje.

4. Uwiąż klienta w abonament

Jest to metoda szczególnie widoczna w firmach robiących strony internetowe. Najważniejsze, żeby oferować cały pakiet: serwer, robienie strony, zapewnienie aktualizacji i wprowadzanie (dodatkowo płatnych) zmian na stronie.

Zobacz również:  Sankt Hans – duńskie przywitanie lata

Taka metoda sprawdza się Danii, bo jak ktoś kupuje stronę, to płaci (a przypomnijmy, że go stać) i nie martwi się tym, czy za chwilę nie przestanie działać.

Epilog

Opisałem lokalne praktyki biznesowe, które z mojej perspektywy wydają mi się dziwne lub ciekawe. Nie zrozumcie mnie jednak źle – nie wszyscy tacy są i nie wszędzie w Danii tak jest. Mój tekst powstał w oparciu o moje obserwacje w małym mieście na uboczu wielkomiejskiego świata.

Jedno chciałbym, żebyście wiedzieli, bo sam się na tym złapałem – myślałem, że Dania jest bardziej zaawansowanym technologicznie krajem niż Polska, myślałem sobie „oto jadę na Zachód” kiedy się pakowałem. Rzeczywistość jest bardziej skomplikowana, bo wiele wskazuje na to, że wielki świat został 120km na północ – w Kopenhadze.

Dumny opiekun pełnego energii psa rasy husky, który wiernie towarzyszy mu podczas długich spacerów i górskich wędrówek. Oprócz pasji do zwierząt autor uwielbia podróże, odkrywanie nowych kultur i smakowanie lokalnych specjałów. W wolnych chwilach chętnie oddaje się sportowej rywalizacji – szczególnie upodobał sobie biegi długodystansowe oraz wspinaczkę górską.