Posted in

Wigilia przy duńskim stole

Blogowanie pod Jemiołą trwa w najlepsze, a blogerzy językowo-kulturowi dostarczają codzienne porcje świątecznych wpisów. Przyszła kolej i na mnie! 

Nazwa świąt po duńsku nie jest szczególnie oczywista. Podczas gdy w większości języków ma ona cośkolwiek wspólnego z narodzinami dzieciątka, w duńskim jest zupełnie inaczej. Słowo „jul”, bo tak właśnie nazywają się święta, pochodzi z czasów wikingów, a oznacza… imprezy. Krótko mówiąc, potomkowie Duńczyków świętowali zimowe przesilenie składając ofiary swoim bogom i pijąc na umór (piwo, czyli øl – podobieństwo wymowy do słowa jul nieprzypadkowe). Kiedy do Danii dotarło chrześcijaństwo i zażądało zmiany nazwy święta, tak jak zrobiły to inne ludy europejskie, które wcześniej również świętowały w tym terminie przesilenie, Duńczycy popukali się w głowy. Nie miało dla nich znaczenia, z jakiej okazji będą pić, ale jul to jul, i już.

Tradycją jest, że choinka (nawiązując do tego wpisu o flagach – często ozdobiona niezliczonymi dannebrog) powinna stać na środku pokoju. Nie dlatego, że tak jest ładnie (chociaż nie przeczę – jest), ale po to, aby swobodnie można było wokół niej tańczyć, śpiewając przy tym kolędy. Powiem szczerze, że tego zwyczaju bardzo Duńczykom zazdroszczę. Podobno zwyczaj ten istniał również w Niemczech, ale nieuchronne zmniejszanie się powierzchni mieszkalnych uniemożliwiło takie harce i wymusiło stawianie choinek po kątach. Nie mam pojęcia, jak to było dawniej w Polsce, ale jeśli wiesz coś na ten temat, koniecznie daj znać.

Jednym z nieodłącznych elementów duńskich świąt jest również nissen. Kto to taki, spytasz? Nissen to skrzat, często mylony z elfem, pomocnikiem Świętego. Nie, nie, nie! Zadaniem nissena jest opiekowanie się domem, pod warunkiem, że jest dobrze traktowany. Zaniedbany nissen w akcie zemsty potrafi ściągnąć na domostwo istne pasmo nieszczęść. Dawniej, gdy zdarzyło się, że życie rodziny nie układało się pomyślnie, a pod nogami wciąż pojawiały się kolejne kłody, winę zrzucano na nissena. By pozbyć się pecha (tzn. tegoż skrzata), ludzie niekiedy próbowali się przeprowadzać, zostawiać go za sobą, co jednak nie dawało oczekiwanej odmiany. Do dziś funkcjonuje powiedzenie „Nissen flytter med” (nissen przenosi się razem z rodziną). A żeby takiego nissena ułaskawić, w dobrym tonie jest zaserwowanie mu z okazji świąt jego przysmaku – risengrød. Co to takiego, dowiesz się z sekcji kulinarnej poniżej.

Zobacz również:  Odkryj tajemnice koni azteckich i ich rolę w dawnym świecie

No dobra, ale obiecałam, że będzie głównie o jedzeniu, a teraz przedłużam. Przejdźmy więc do rzeczy.

Julemad!

Czyli świąteczna wyżerka.

Julesteg – czyli świąteczna nazwa na potrawę, o której Niedźwiedź pisał o tutaj. Nie jest to danie pochłaniane tylko z okazji świąt, ale na pewno nie może go w tych dniach zabraknąć. Jest to ni mniej, ni więcej tylko schab wieprzowy ze skórą. Odpowiednio przyprawiony, namaślony, upieczony. Palce lizać.

Do tego brunede kartofler – czyli dosłownie zbrązowiałe kartofle. Ziemniaki należy ugotować w osolonej wodzie, następnie na patelni skarmelizować cukier, a następnie dodać ugotowane ziemniaki i obracać je, aż zrobią się brązowe i błyszczące. W przepisie piszą, żeby nie panikować, że na początku nie wyglądają za specjalnie. Podobno trochę to trwa i dobrze przetrzymać je na patelni do momentu podania. Cóż, jak na obywatelkę kraju, w którym ziemniak jest podstawą diety, jest mi głupio, że są jeszcze sposoby na przyrządzenie go przeze mnie nie zbadane. Obiecuję poprawę.

Rødkålsalad med appelsiner og nødder – sałatka z czerwonej kapusty z pomarańczą i orzechami, na przykład laskowymi. Do tego jakiś dressing, na bazie oliwy i octu jabłkowego na przykład. I nawet, jeśli kartofle nie podeszły, to jest czym uratować kolację.

Risalamande – czyli ryż z migdałami. Jeśli zdarzyło ci się jeść ryż na mleku, to możesz mieć już pewne wyobrażenie tego przysmaku. Tylko że tłuściej. Deser ten składa się z ryżu, śmietanki kremówki i kawałków migdałów. Słodkie, tłuste, całkiem smaczne, ale ja fanką nie jestem. W przeciwieństwie do mojej koleżanki, która pożera dwa opakowania po 500 g dziennie. I codziennie dostaję od niej wiadomości, czy widziałam je gdzieś na promocji. Przeraża mnie.

Kirsebærsaucen – czyli sos wiśniowy, tradycyjny dodatek do risalamande, ale nie tylko. Pycha.

Zobacz również:  Pod górkę w płaskim kraju

Marcipan – co prawda pochłaniany przez Duńczyków przez cały rok, ale to właśnie świętom dodaje charakterystycznego, duńskiego smaku. Być może, jak większość populacji, nie jesteś fanem tego typu słodkości, pozwól jednak, że uprzedzę twój grymas zniesmaczenia. Opowiem ci swoją historię. Przez całe życie nienawidziłam marcepanu, a jak tylko zdarzyło mi się niechcący ugryźć cukierek z tymże, natychmiast go wypluwałam. Nie wiedziałam, kto mógł wymyślić coś tak paskudnego, ale istniało podejrzenie, że był inspiracją dla Bertiego Botta, twórcy fasolek o smaku woszczyny. Pewnego dnia dostałam w prezencie od współlokatora Niedźwiedzia paczkę marcepanu. Czystego marcepanu, takiego bez grama czekolady, która mogłaby ewentualnie uratować sytuację. Musiałam chyba lekko zzielenieć, bo kolega pospieszył zapewniać mnie, że to najlepszy marcepan na świecie, prosto z Odense, i że muszę koniecznie dać mu szansę.

Dałam. Zjadłam. Przepadłam.

Risengrød – specjalny ryż na mleku z cynamonem i masłem. Brzmi okropnie? Zgadzam się, ale Niedźwiedź mówi, że całkiem smaczne. Z drugiej strony on lubi brokuły…

Risengrød to kaszka, którą należy przygotować w miseczce i pozostawić w jakimś łatwo dostępnym miejscu (w końcu nisseny nie są zbyt duże). O dziwo, ludzie też to jedzą. Serio, jak pierwszy raz o tym usłyszałam, myślałam że to taka wymyślona potrawa dla wymyślonego stworzenia, które lubuje się w dziwnych smakach. No ale nie. Risengrød to jeden z ulubionych duńskich deserów świątecznych.

O nissenie powstała świąteczna piosenka, które z grubsza traktuje o tym, że szczury chcą zeżreć mu risengrød, więc on je odgania drewnianą łyżką i wzywa kota do pomocy, żeby przegnał gryzonie. Spoiler alert: piosenka kończy się happy endem, bo szczury uciekają w popłochu. Poniżej „På loftet sidder nissen” w wykonaniu nieodżałowanego Johna Mogensena.

Konkurs! Specjalnie dla naszych czytelników – świąteczny, językowy, nieprzegapialny. Głupio by było nie spróbować.

Zobacz również:  Jak chomik postrzega świat: niezwykły widok z oczu małego gryzonia

Do wygrania są:

3 książki od wydawnictwa Lingea wraz z dodatkowym rabatem 25% na całą ofertę,
3 książki od wydawnictwa Preston Publishing,
3 roczne dostępy do kursów na platformie Lerni,
3 roczne dostępy do kursów na platformie Multikurs.

Zajrzyj tutaj, aby zapoznać się ze szczegółami i regulaminem konkursu. Powodzenia!

Dumny opiekun pełnego energii psa rasy husky, który wiernie towarzyszy mu podczas długich spacerów i górskich wędrówek. Oprócz pasji do zwierząt autor uwielbia podróże, odkrywanie nowych kultur i smakowanie lokalnych specjałów. W wolnych chwilach chętnie oddaje się sportowej rywalizacji – szczególnie upodobał sobie biegi długodystansowe oraz wspinaczkę górską.